– No dobrze, Mariusz – zagadnęła mnie pewna liderka – mówisz, że agile to zespoły, które same organizują swoją pracę. Wszystko fajnie, ale jeżeli zespół „nie dowiezie” projektu, kto za to beknie?
Tak wielu liderów bardzo często rozumie odpowiedzialność. Jest ktoś, kto „za coś beknie”. Bo przecież to bardzo ułatwia życie, prawda? I firmie, i zespołowi. Ale taka odpowiedzialność od razu roztacza złą aurę. Przywołuje na myśl różne sankcje, które nam grożą. Budzi lęk.
Współczesne, zwinne przywództwo zakłada trochę inne, bardziej pozytywne rozumienie odpowiedzialności. Takie, które nie napędza lęku, ale generuje poczucie dumy z tego, że coś od nas zależy.
Odpowiedzialność, która dotyczy przyszłości – tych wszystkich możliwości, które są przed nami, i z którymi możemy zrobić coś fajnego i dobrego.
Tradycyjne rozumienie odpowiedzialności oparte jest na założeniu, że każdy odpowiada za siebie, za swoje czyny i jest za nie rozliczany. To nie jest do końca prawda.
Wyobraź sobie, że idziesz przez las. Nagle, w gąszczu paproci słyszysz płacz małego dziecka. Zatrzymujesz się, podchodzisz i dostrzegasz porzucone niemowlę. Nie jest to twoje dziecko ani twoja sprawa. A jednak okoliczności sprawiły, że życie tego dziecka zależy od ciebie… I ratujesz je.
Takie rozumienie odpowiedzialności jest mi bliskie. Bo nie wszystko od nas zależy. Nie na wszystko mamy wpływ, ale na pewno możemy odpowiedzieć na „wołanie”, które stwarzają nam okoliczności.
Każdy członek zespołu odpowiada za to, żeby dostrzegał pozytywne możliwości w swojej codziennej pracy i to, co może z nich wyniknąć. To nie jest odpowiedzialność za przeszłość, za to, co się nie udało – na przykład popełnione błędy. To jest odpowiedzialność za przyszłość, za to, co dobrego może z niej wyniknąć.
W takim zespole, nikt nie musi czekać, aż ktoś podniesie chorągiewkę i da sygnał do działania. Bo ludzie mają poczucie sprawczości.
Oczywiście, taka postawa nie pojawia się w zespole od razu. Dużo zależy od jego liderki lub lidera, i tego, jakie środowisko pracy stworzy.
Jeżeli jest to środowisko „pociągania do odpowiedzialności” – nie ma się co dziwić, że ludzie nie podejmują inicjatywy i okopują się w swoich „kryjówkach”.
Dużo o tym ostatnio myślałem. Jest jasne, że samoorganizacja zespołu musi być połączona z odpowiedzialnością, bo inaczej zamieni się w „rządy autokratyczne”, jakąś arbitralność. Ale samo rozumienie odpowiedzialności też jest ważne. Bo można osiągnąć skutek zupełnie przeciwny od zamierzonego.
Różnica będzie zależała od tego, gdzie jako lider_a postawisz akcent. Czy skupisz się na rozliczaniu i sankcjach, czy stworzysz atmosferę do „brania spraw w swoje ręce”, z myślą o przyszłości.
Daj znać, co o tym myślisz. Do którego pojęcia odpowiedzialności jest ci bliżej? Którą odpowiedzialność promujesz i rozwijasz w swoim zespole?
Pozdrawiam zwinnie ;)
PS: Na koniec, delikatna przypominajka o moim kanale na YouTube. Ta magiczna liczba 200 subskrybentów (w którą celuję) otworzy nowe przede mną zupełnie nowe możliwości! Jeśli jeszcze nie ma Cię wśród obserwujących kanał, zasubskrybuj mnie, proszę. 🙏
Znamy się już jakiś czas – przecież wiesz, że kaszany tam nie będzie. 😉
Przesyłam wdzięczność! 💛
Poniżej znajdziesz kilka ostatnich wydań newslettera. Rzuć na nie okiem w wolnej chwili i daj się zainspirować.
W pracy z ludźmi często spotykam osoby, które żyją tak, jakby nie miały prawa czegoś pragnąć. Są też tacy, którzy unikają odpowiedzi. Myślą: Jak niczego nie będę chciał, to nic mnie nie rozczaruje. Inni z kolei liczą, że ktoś odgadnie ich potrzeby za nich. U mnie wszystko zaczyna się wyjaśniać dopiero wtedy, gdy wyobrażam sobie, że coś zostaje mi odebrane. Albo, że coś się wydarza lub nie. I wtedy przyglądam się temu swoim emocjom. Czuję smutek? Ulgę? Radość? A może euforię? To właśnie te...
Jiddu Krishnamurti w swojej książce „Wolność od znanego” napisał zdanie, które od kilku dni wierci mi dziurę w głowie: Stosunki międzyludzkie są stosunkami między wyobrażeniami, a nie między samymi istotami ludzkimi. To zdanie odsłania bolesną prawdę o tym, jak bardzo stapiamy się z naszymi myślami. Jak mocno wpadamy w pułapkę tego, co wydaje nam się, że widzimy – a nie tego, co naprawdę jest. Tworzymy wyobrażenia o innych i o sobie samych – niemal automatycznie. Lider ma obraz swojego...
W Twierdzy, Antoine de Saint-Exupéry napisał: „Nie lubię tych, co mają serca osiadłych. Co w nic się nie zmieniają, nie stają się sobą. Życie nie da im dojrzałości. A czas przepływa dla nich jak piasek przez palce i niesie zgubę”. Często wracam do tego fragmentu. Czy ja mam serce „osiadłych”? Czy jestem sobą? I co to w ogóle znaczy „być sobą”? Muszę przyznać, że nie do końca lubię to określenie. W potocznym rozumieniu często brzmi jak zachęta do egocentryzmu: „Niczym się nie przejmuj, miej...